Almanach žákovských prací - Základní škola a mateřská škola
Transkript
Almanach žákovských prací - Základní škola a mateřská škola
Publikace vychází 1 s podporou statutárního města Ostravy 2 Dvě města - Čarovné pouto Almanach literárních a výtvarných prací žáků 2014/2015 Základní škola a mateřská škola Ostrava-Bělský Les, B. Dvorského 1, příspěvková organizace Ginmazjum nr 5 Pawla Stellera w Katowicach Ostrava Listopad 2014 3 4 Obsah: Magdalena Jochymczyk: Bycie eko jest super 7 Agata Michalik: Being eco is just great 8 Sandra Mazguła i Kasia Sicińska: Owsiane ciasteczka contra czipsy 9 Sandra Mazguła i Kasia Sicińska: Oat cakes v crisps 9 Nikola Nyklová: Hlas v telefonu 10 Radomír Plachta: Cesta 16 Kristýna Potempová: Smogíci 18 Pavlína Střelková: Jak se dostal bílý kůň do znaku… 22 Jan Škarek: Bílý kůň a havran 24 Martina Škopková: Ptáček Ostraváček 27 Hana Winterová: O skřítcích uhelníčcích 30 Jakub Wocławek: Sen Karola 32 Aleksandra Łażewska: Karol’s dream 34 5 Milí čtenáři, dostal se Vám do rukou čtvrtý Almanach literárních a výtvarných prací žáků, který naše škola vydala. První novinky si všimnete už po přečtení obsahu autory textů tentokrát nejsou jen naši žáci a v příspěvcích dokonce nezaznívá jen jazyk český. Do publikace totiž přispěly také děti z naší partnerské školy Ginmazjum nr 5 Pawla Stellera w Katowicach, s níž nás pojí dlouholeté přátelské vztahy naplněné mimo jiné vzájemným navštěvováním a realizací projektů. A aby těch jazyků nebylo málo, rozhodli jsme se, že příspěvky nebo jejich části by mohli žáci přeložit do angličtiny. Další novinkou ve srovnání s almanachy předešlými je jednotné téma. Všechny texty se více či méně dotýkají měst Ostravy a Katowic – znaků, ekologické situace nebo historických souvislostí. Rádi bychom poděkovali všem polským i českým dětem a jejich pedagogům za spolupráci na přípravě almanachu. Poděkování patří také statutárnímu městu Ostrava, které finančně podpořilo jak tuto publikaci, tak naše setkávání se s polskými přáteli. Redaktoři almanachu 6 BYCIE EKO JEST SUPER MAGDALENA JOCHYMCZYK Dawno, dawno temu żyła sobie mała Ania, nie segregowała śmieci, nie zwracała uwagi na to że na świecie powiększa się dziura ozonowa, na to że na ulicy jest coraz brudniej. Nie przejmowała się w ogóle ekologią, nie słyszała nawet o niej. Jej rodzice byli zupełnie inni, oni segregowali śmieci i robili wszystko żeby to co robili sprzyjało ekologii. Próbowali uświadomić Ani ze ekologia jest ważna, ze bycie EKO jest super, ale jej to nie interesowało. Mijały miesiące a dziewczyna nie zmieniała się, kilogramy wzrastały, w jej pokoju było coraz brudniej. Anka była bardzo gruba, jej rówieśnicy śmiali się z niej , a ona była coraz bardziej przygnębiona i smutna. Aż nadszedł dzień, w którym nawet jej najlepsze przyjaciółki się od niej odwróciły. Ania poszła do domu, na początku dawała rade ukrywać to co sie dzieje w szkole, ale w końcu mama zauważyła że coś jest nie tak. Dziewczyna zwierzyła się jej ze wszystkiego i mama zareagowała natychmiastowo. Zadzwoniła do ludzi którzy pomogą Ance, którzy przemówią jej do głowy co musi zmienić w swoim życiu. Zadzwoniła do dietetyka i chodziła przez pół roku na zajęcia odchudzające, zmieniła również swoje nawyki żywieniowe i odżywiała się zdrowo, jadła na śniadanko owsiankę, lekki obiad i żadnych kolacji. Z dnia na dzień zmieniała się na lepsze. Jest teraz wysportowaną i energiczną dziewczyną. Jej przemiana była całkowita. Zmieniła sposób życia, ale też zaczęła myśleć ekologicznie. Zaczęła oszczędzać wodę i prąd, segreguje śmieci, uświadomiła sobie jak istotny jest recycling. Teraz Ania uważa, że bycie EKO jest super!!! A TY? 7 BEING ECO IS JUST GREAT AGATA MICHALIK Long time ago , at the suburbs of a big city , lived a girl named Ania. She didn’t know what ‘ecology’ is, and she didn’t care about pollution of the environment at all. Even the omnipresent rubbish did not interested her and in general she was indifferent to what was happening with our mother Earth. Ania’s parents were , on the contrary, very ecological people and they wanted to change their daughter. They tried to convince her to ‘healthy lifestyle’. But Ania not only did not care about our planet but also she did not care about herself. She ate a lot of sweets and a lot of fast food, she drank huge amounts of unhealthy, sweet drinks and spent long hours on her sofa watching stupid TV programmes. Week by week, months by months she was getting more and more unfit, lazy and fat. After some months Ania put on so much weight that her friends at school started to jeer at her. At the beginning she did not care about that but soon she felt very unhappy and lonely. Finally she decided to tell her mum about her problem. And that was the turning point in her life! With a little help of her mum she changed her way of living - she replaced her unhealthy, fast food died with a healthy fruit and vegetable salads, and she also exchanged the lazy hours she used to spend in front of TV into fit, sporty hours. Now, she is fit and energetic girl . She not only changed her way of living but also her way of thinking about “ecology”. She saves water and electricity, she segregates rubbish, she knows how important recycling is. Nowadays Ania thinks that being ECO is just great! And what about you? 8 OWSIANE CIASTECZKA CONTRA CZIPSY SANDRA MAZGUŁA I KASIA SICIŃSKA Jakiś czas temu w naszym życiu nastąpił przełom. Dotychczas nasze życie było nie oszukujmy się - szare, monotonne, jakby pozbawione sensu. Każdego dnia wychodziłyśmy, kupowałyśmy chipsy, napój energetyczny albo colę. Siadałyśmy na ławce, jadłyśmy. I tak leniwie, dzień mijał. Następne wyglądały tak samo. Długo szukałyśmy przyczyny tego problemu. Nie zdawałyśmy sobie sprawy, że jest ona tak blisko. Coraz częściej myślałyśmy nad naszą egzystencją. Nie wiadomo która z nas wpadła na ten pomysł, ale wiadomo, że zmienił on nasze życie. Na początku BIO życie w krainie ekologii wydawało się bardzo proste. Chodziłyśmy na rolki, w soboty co tydzień biegałyśmy po godzince. Lecz kiedy zaczęło się zdrowe odżywianie cały czas prysł. Trudno było oprzeć się tym wszystkim słodkościom. Nie mniej jednak, postawiłyśmy sobie wyzwanie, bo przecież owoce też potrafią być słodkie Nasza podróż po krainie ekologii trwa do dziś. Jak na razie żyjemy zdrowo i… jesteśmy dumne same z siebie. OAT CAKES V CRISPS Some time ago our life changed for better. Earlier our life was dull, monotonous, and senseless. Day by day we did the same stupid things – we used to meet, buy crisps or other unhealthy snacks, drink colorful drinks, and do nothing interesting. We knew that something is wrong with us, that we are losing our lives, but we were not able to find out and realize what was wrong. Finally one of us got an idea .- let’s do something to change our lifestyle. The key to that was ECOLOGY. It was not so easy for us to enter the ECOLOGY WORLD. At the beginning we decided to play sport. We started to go jogging, swimming and skateboarding. That was quite nice. More difficult was to change our eating habits . We asked ourselves: Is it possible to eat oat cakes instead crisps and drink mineral water instead coca cola? The answer is YES, it is possible. We continue our new , healthy lifestyle and we feel fine and … we are proud of ourselves 9 HLAS V TELEFONU NIKOLA NYKLOVÁ, 8.B Sebastian postával u telefonní budky nedaleko obchodního centra, kolem níž stála parta kluků. „Tak dělej, ty babo!“ řvali a řehtali se kluci, jež Sebastian považoval za své přátele. „Co ti je? Jenom zavoláš poldy a pak zdrhneme! Co kruci řešíš?!“ chlapec sledoval kouř vycházející z jejich úst. Pomalu se vznášel a blednul, nakonec ztratil barvu a rozplynul se. Sebastianovi bylo patnáct, nebyl ani vysoký ani malý, ale zase hubený a docela slabý. Tmavé vlasy mu splývaly s očima stejné barvy. Stál uprostřed té nevychované bandy a nenáviděl sám sebe za to, že se vůbec rozhodnul sem jít. Jeden z kluků se napřáhl a hodil po Sebastianovi prázdnou láhví alkoholu. Láhev se jen odrazila od jeho paže a dopadla na zem. Střepy se rozletěly po vlhkém chodníku. Chlapec se nechtěl zúčastnit tohohle srazu, ale zase neměl v úmyslu přijít další den do školy a být za toho šprta, který nevystrčí nohu z baráku. A už vůbec se mu nechtělo jít zrovna s těmihle spolužáky. Stále tam jen tak stál a sledoval, jak se perou o krabičku cigaret. Sebastian was week. His dark the middle of decided to go fifteen, he was neither tall nor small but slim and quite hair hung with eyes of the same colour. He was standing in that ill-mannered herd and he hated himself that he had there. One of the boys held out his hand and threw an 10 empty bottle of alcohol at Sebastian. The bottle just bounced out of his arm and fell down to ground. The shards scattered along wet pavement. The boy didn’t want to take part in this meeting but on the other hand he didn’t intend to come to school next day being called the swot that doesn’t go out. And he didn’t want to go with these schoolmates at all. He was just standing there and observing their fights for pack of cigarettes. „Jdu domů,“ rozhodl se. „ Tak to teda ne! Prohráls sázku tak padej do tý budky!“ Kluci se chovali jako divocí psi, ovšem ani jeden z nich nebyl plnoletý. „Mám tě k tomu telefonu dokopat?!“ Sebastian dostal strach, z nebezpečného kamaráda mluvil alkohol. „Sorry, kluci, ale splet jsem se. Já k vám nepatřím.“ Zavrtěl hlavou, strčil ruce do kapes kalhot a odcházel domů. V tom ho jeden z neurvalců chytil za ruku. „Co si myslíš?!“ mrštil s chlapcem na zem. Natloukl si bradu a sápal se po útočníkovi. Ten ho však chytnul za krk a hodil ho do telefonní budky. Sebastian tloukl do plexiskla a křičel nějaké nadávky. „Do háje! Padáme! Jsou tu poldové!“ zděšeně zařval jeden z rváčů. Celá skupina teenagerů se rozprchla a chlapec uvězněn v budce stále křičel výhružná slova. Ovšem zvuk houkačky, který podle kluků patřil policistům, byla jen nahrávka na mobilu, kterou si z legrace pouštěla parta dívek opodál. Sebastian opřel hlavu o sklo budky a tiše přemýšlel. Měl strach odejít zpátky domů, bál se, že znovu potká ty nevychovance. Tu ho napadlo zavolat své starší 11 sestře a poprosit ji o odvoz domů. Ano, bylo to zbabělé, ale neměl na výběr. Vzal ušmudlané telefonní sluchátko do ruky a přiložil si ho k uchu. Zrovna se chystal vyťukat pár čísel do klávesnice a v tom se v telefonu ozvalo nepřetržité chrčení. „Haló?“ zeptal se do sluchátka. Bylo sice hloupé mluvit do telefonu, když ho nikdo nezvednul, ale to chrčení stále pokračovalo. Najednou mu zazněl do ucha něžný hlásek. Hlas vycházející ze sluchátka pořád něco opakoval, ale Sebastian mu nerozuměl. Zaposlouchal se tedy do zvuku a soustředil se. Podle tenkého tónu poznal, že je to dívka. „Prosím, mluv hlasitěji,“ požádal neznámou. Konečně porozuměl. Bylo to volání o pomoc, malé dívky, žádala ho o záchranu. „Pomoz mi, prosím,“ opakoval ten zoufalý, ale krásný hlásek. „Ale s čím?“ ptal se chlapec. Hlas najednou utichl. Sebastian dostal strach. „Haló? Jsi tam ještě?“ Přemýšlel, jestli se mu to všechno jen nezdálo. Dívenka se znovu ozvala. „Prosím, věř mi a neodbývej mě hned. Musíš věřit v to, co ti teď povím. Žádala jsem už mnoho lidí, ale nikdo z nich neměl tak čisté srdce jako ty.“ Krásný hlas skoro zpíval v chlapcových uších. „No, tak co je to, co ti mám věřit?“ popohnal ji Sebastian. „Bedlivě mě poslouchej. Jsem Princezna Mágů a už spoustu let jsem tu uvězněna. Potřebuju tvou pomoc, už dlouhou dobu je tato země sužována smogem a nečistotou, chci vás všechny zachránit. Je to pro dobro všech. Chci, abys mi pomohl,“ říkalo děvče a Sebastian ironicky pozvedl obočí. „To ti mám jako sežrat? Běž někam.“ Chlapec se už chystal zavěsit, ale v tom ho hlas v telefonu zastavil. „Ne! Prosím, poslouchej! Potřebuju tě.“ Sebastian se tedy zarazil. Nevěděl, jestli tomu má věřit, nebo se jen zasmát a zavěsit. Rozhodl se pro to, co bylo slušné. Hlásek se znovu rozpovídal. „Rada Mágů ve mně viděla až moc velkou hrozbu. Byla jsem nejmocnější mág světa. Sebrali všechnu svou sílu a uvěznili mě tady. Jsem tu už několik století.“ Hlas jí přeskakoval zoufalstvím. Chlapec se tedy rozhodl této nepochopitelné pravdě uvěřit. „Proto tě prosím, pomoz mi dostat se odsud.“ „Ale jak? Jak to mám udělat? Proč sis vybrala zrovna mě? Já nikdy nikoho nezachránil, nikdy jsem neudělal nic hrdinského. Proč já?!“ Sebastianovi skoro vhrkly slzy z očí. „Protože ty…, ty jediný jsi mě poslouchal a já v tebe věřím,“ řekl povzbudivě hlas. „Potřebuju, abys našel na Landeku mou tajnou zbraň. Je to amulet, do kterého jsem vložila část své duše, tedy i část magie. S pomocí toho amuletu a zaklínadla se dostanu opět na svobodu a pomůžu Ostravě.“ Chlapec stále vstřebával veškerá slova, co dívka vypouštěla z úst. Kdyby téhle Princezně pomohl, mohla by tohle město zbavit nečistoty. A to bylo pro něj velmi lákavé. Jeho matka čekala dítě a Sebastian chtěl pro svého malého sourozence jen to nejlepší. Nechtěl, aby bylo dítě uvítáno smogem a brzy mělo zdravotní problémy. Sebral veškerou odvahu a konečně se odhodlal promluvit. „Dobrá, 12 pomůžu ti. Ale dělám to jen proto, že chci konečně něco dokázat a někým být. Tak do toho, kde přesně ten amulet je?“ Další den se Sebastian rozhodl zamířit na národní památku Landek. Landek nebyl známý jen díky hornictví, ale i díky sídlišti lovců mamutů. Právě tam Princezna Mágů schovala amulet. Chlapec jel hromadnou dopravou hodně dlouho. Až nakonec narazil na jeho zastávku. Když se tramvaj zastavila, vyběhl z ní, co mu jen nohy stačily. Chtěl mít to dobrodružství za sebou co nejrychleji. Vyšlapal malý kopec, míjel několik hornických památek, ale neměl čas se na ně ani podívat. Až nakonec došel ke svému cíli. Před ním se rozpínal veliký mamut vyrobený z umělé hmoty či něčeho jiného. Pak obešel nepovedeného pravěkého muže a zastavil se u ohniště. „Tady to je, Princezna Mágů řekla ohniště lovců mamutů. Doufám, že jsem to pochopil správně.“ Usmál se sám pro sebe Sebastian. Kleknul si na kolena a rukama začal odstraňovat veškerou horninu kolem ohniště. Bahno se mu dostávalo za nehty a hlína do rukávů. V tom narazil na něco tvrdého. Zaměřil se na tu tvrdou věc a hrabal ještě usilovněji. Hornina byla z věci odstraněna a v tom si Sebastian uvědomil, že je to jen plechovka. Věděl, co má hledat, ale nemohl to najít. Popadl ho vztek a začal hrabat jako šílený. Když už si mu podařilo vykopat díru takovou, do které mohl i sám skočit, našel to. Uchopil onu věc a bedlivě si ji prohlížel. V rukou držel Věstonickou Venuši. Hliněnou postavičku pravěké ženy. Venuše byla velkou národní památkou. Pocházela z doby lovců mamutů. Najednou Sebastianovi zahrála v hlavě slova Princezny. „Najdi ji, Věstonickou Venuši. Jeden mág mi ji kdysi daroval. Není to jen napodobenina, je to ta pravá Venuše. Když ji objevíš, přines ji ke mně.“ Když tak myslel na Princeznu Mágů, chtěl vědět, co je zač. Ve skutečnosti v téhle chvíli pomáhal někomu, koho nezná a koho ani neviděl. Vykročil zpátky, odkud sem přišel, tedy k telefonní budce. Pomalu otáčel v rukou tou hliněnou postavičkou. Stále mu vrtalo hlavou, proč si Princezna vybrala jako amulet zrovna Věstonickou Venuši. Ano, byla cenná, ale určitě kradená. Jak by 13 mohl nějaký mág darovat jen tak někomu Věstonickou Venuši? Rozhodl se, že s těmito věcmi nemá co do činění. Zkrátka našel amulet a nese ho vlastníkovi. V tom si Sebastian uvědomil, co má vlastně za důležitou věc v rukou. Do tohohle amuletu byla zřejmě i vložena část Princezniny duše a magie. V tuto chvíli byla tahle věc neuvěřitelně mocná. Chlapec se již blížil k supermarketu nedaleko telefonní budky. Stačilo už jen pár kroků a měl to všechno za sebou. Vešel do budky a zvedl telefon. Znovu se ozývalo to nepřetržité chrčení. „Haló? Haló? Našel jsem ji!“ chrčení přestalo a ozval se znovu ten sladký a vlídný hlásek. „Opravdu? Máš ji? Děkuji ti mnohokrát, jsi můj zachránce!“ v Princeznině hlase šla rozpoznat náhlá radost. „Ale ještě něco po tobě potřebuji. Naučím tě zaříkadlo a ty ho pak budeš říkat společně se mnou. Uděláš to pro mě?“ Sebastian jemnou dívku nemohl odmítnout. „Dobrá, mluv tedy.“ Princezna Mágů zřetelně prozrazovala zaklínadlo chlapci. „Jsi připraven?“ zeptala se raději. „Můžeme.“ „Duše, mysl, maso, kosti i krev, Magie přenes mě hned nazpět. Duše, mysl, maso, krev i kosti, Poraz toho kdo mě tu hostí.“ Opakovali to třikrát za sebou. Sebastian přitom otáčel Venuší v ruce. Princeznina duše se uvolnila z amuletu a vystoupila z něj. Před Sebastianem se objel bílý průsvitný duch, který šeptal zaklínadlo společně s nimi. Kolem ducha se objevil obláček dýmu a postavu celou zahalil. Chlapec stále opakoval zaklínadlo, nenechal se ničím vyrušit. Dým zničehonic zmizel a před Sebastianem stála osoba o něco menší výšky, než byl on. Osobou ale byla žena. Rozpoznal dlouhé blond vlasy, které se jí plazily po ramenou. Byly sestříhány kolem obličeje, takže jí nijak nepřekážely ve výhledu. Ale ze všeho nejvíc si nemohl nevšimnout jejího oblečení. Tmavé šaty dlouhé až na zem se spoustou bílých krajek a volánků. Šaty už na pohled vypadaly jako z jiné doby. „Jsi to ty? Princezna Mágů?“ zeptal se opatrně chlapec. Dívka se k němu 14 však vrhla a objala ho. „Jsem ti tolik vděčná!“ Dívka Sebastianovi přišla jako desetileté malé dítě. „Omlouvám se. No, děkuju, že jsi mě zachránil. Bez tvé pomoci bych tam byla uvězněna ještě hodně, hodně dlouho.“ Dívenka se stále usmívala. Z jejích zelených očí přímo sršela energie a radost. „Je to ode mě neslušné, ale nejsi příliš malá na to, abys zachránila svět?“ zeptal se opatrně chlapec. Princezně se začaly nafukovat a červenat tváře zlostí. „Bude mi čtrnáct! Abys věděl!“ Sebastian jen kulil oči. I deset let mu na ni přišlo až moc. „No, musím jít zachránit svět.“ Znovu se rozesmála. Odcupitala pryč z telefonní budky a běžela tak rychle a neopatrně, div ji nesrazilo auto. Dívka hlasitě zaječela. „Budu si muset zvyknout na civilizaci.“ „Stůj! Chci vědět tvé jméno!“ zastavil ji chlapec a chytnul ji za paži. „Promiň, jsem Viktorie.“ Sladké jméno pro sladkou dívku. „Viktorie, kam chceš jít?“ zeptal se starostlivě Sebastian. „Musím jít na Haldu Emu a tam vyslovit zaříkadlo, které očistí Ostravu. Přece si chtěl lepší budoucnost pro svého nenarozeného sourozence.“ „Ano, to… Počkej, jak ses dozvěděla, že…“ zarazil se. Vždyť on tohle své přání nevyslovil nahlas. Viktorie na něj mrkla a věnovala mu podivný úsměv. Sebastian dívku stále držel za paži. „Počkej, půjdu s tebou.“ Nemohl přece nechat jít tak malou holku samotnou. „Sebastiane, udělal jsi toho pro mě až moc. Zvládnu to,“ uklidňovala ho a vymykala se z jeho sevření. „Ne, zkrátka jdu s tebou.“ Viktorii jen potěšila jeho slova. Oba se belhali na haldu Emu. Už skoro zacházelo slunce, museli si pospíšit. „Musíme to stihnout do západu slunce,“ oznámila chlapci Princezna. „Proč?“ „Dnes je úplněk. Tvá záchrana byla dokonale načasovaná. Zaklínadlo, které se chystám pronést, se musí vyslovit právě v den úplňku,“ poučila ho a stále se usmívala. Najednou se spustil prudký déšť. Těžké kapky vody padaly na zem a suchou horninu proměňovaly v bahno. Viktorie zničehonic uklouzla a kutálela se dolů z kopce. Její tělo se zastavilo těsně před srázem. Dívka ležela na kraji zeminy a pomalu klouzala dolů, přímo do té bezedné jámy. Viktorie ječela a křičela o pomoc. Trvalo dlouho, než si Sebastian všimnul, že jde do kopce sám. „Viktorie!“ vrhl se za ní. Jenže ona už visela dolů ze srázu na posledních pěti prstech levé ruky. „Stůj! Nehýbej se!“ radil chlapec, ale to nebylo nic platné. Lehnul si na okraj srázu a sápal se po Viktoriině pravé ruce. „Chyť se mě!“ „Nemůžu, jsem příliš slabá.“ Sebastian sledoval slzy deroucí se z Princezniných očí. Natahoval se po Viktorii, že už i on sám visel hlavou dolů. Ale Princeznina jemná ručka byla příliš daleko. „Nedosáhnu na tebe!“ „Tak běž! A zkus pronést zaklínadlo, které jsem ti cestou prozradila. Je možné, že se to povede i tobě!“ Dívka byla zoufalá, věděla, že se odsud nedostane. „A co ty? Vždyť umřeš! Bez tebe já neodejdu!“ Sebastian se natáhl tak moc, až málem spadl se srázu. Už se jí dotýkal konečky prstů. Konečně popadl Viktoriinu pravou ruku a vytáhl ji nahoru. Dívka se k němu přitulila a byla mu nesmírně vděčná. „Rychle! Slunce už zapadá!“ oba se podívali na zlaté slunce prosvítající mezi stromy. Chlapec rychle vyskočil 15 na nohy. Princezna byla však vyčerpaná a nemohla se vyškrábat nahoru. „Nesnaž se,“ řekl jí a vzal ji do náruče. Malá dívka byla neuvěřitelně lehká. Běžel tedy s Viktorií v náručí až na vrchol haldy. Přes bahno se běželo špatně, ale Sebastian to dokázal. Když se dostali na vrchol, postavil ji vedle sebe. Princezna Mágů již byla v plné síle. Zvedla ruce k obloze. Déšť jí padal do obličeje, ale to pro ni nebylo v tu chvíli podstatné. Otevřela ústa a pronášela zaklínadlo. „Čisté, bílé, krásné, ať toto město je zas jasné! Dost bylo pochmurných dnů, chci tu místo z krásných snů! Tam hmyz či lesní zvěř, pouhým okem hříchy změř. Tak čisté město vybuduj, mír a klid stále obnovuj!“ Z nebe se vytratila všechna šedá oblaka a déšť se stáhnul. Vzduch voněl jinak, příjemněji. Princezna Mágů vytvořila lepší místo. Oba hrdinové stáli na haldě Emě a nasávali do plic svěží vánek. „Dokázala jsi to, pomohla si tomuhle městu a především mně a mé rodině,“ usmál se chlapec. „Ne, my jsme zachránili svět,“ opravila ho Viktorie a chytla ho za ruku. Sebastianovi přišlo divné zamilovat se do dívky z 19. století. Ale hlavní bylo, že je Ostrava zbavena vší nečistoty. Sebastian a Viktorie tedy společně vykročili do nového světa. CESTA RADOMÍR PLACHTA, 7.B Bajka o tom, jak hledal bílý kůň - znak Ostravy - cestu do Katovic a potkal orlici – znak Polska. Kůň: Kterou cestou do Katovic, Jednou, nebo víc? Orlice: Je více cest, nech se nést, kam Tě kopyta povedou, i cestou blátivou. 16 Kůň: Doleva či doprava, přes řeky, jezera? Orlice: Mineš kopce, lesy a zanedlouho tam jsi. THE WAY The story about white horse’s – the symbol of Ostrava – searching the way to Katowice and its meeting female eagle - the symbol of Poland. Horse: Which way to Katowice, One or more? Eagle: There are more ways, let yourself carry, where your hooves lead you, even on the muddy way. Horse: To the left or to the right, across the rivers, lakes? Eagle: You wiill pass hills, forests and soon you will be there. 17 SMOGÍCI KRISTÝNA POTEMPOVÁ, 9.C Žily, byly jednou jedny potvůrky, které sužovaly svět. Říkali si Smogíci. Smogíci poletovali ve vzduchu, lezli lidem do plic a poškozovali je. Možná si říkáte, jak je to možné, že se vejdou do plic. Je to tím, že jsou tak malincí a pouhým okem je snad ani nezahlédnete. Podle jména byste řekli, že budou vypadat naprosto krásňoučce, roztomiloučce. Ale to je omyl! Jsou to odporné černé potvory, s křidélky, tykadly a divnými zkroucenými končetinami. Náš příběh se odehrává v městě Ostrava, v malém státečku jménem Česká republika. I tady Smogíci škodili. Díky tomu, že tady v minulosti bylo hodně funkčních dolů, se Ostrava stala dokonalým místem pro líheň Smogíků. Lidé je neměli rádi, ale snažili se jim moc neodporovat, takže žili v poklidu vedle sebe spoustu let. Jenže jak už to tak bývá, ne všichni jsou poslušné ovečky a sem tam se objeví nějací ti rebelové. A o dvou z nich je náš příběh. „Ty Smogopotvory,“ nadechl se prudce Kris, „mě začínají hodně štvát.“ Týna na to jen souhlasně přikývla. Kristián a Kristýna byli dvojčata. Jednovaječná. Oba dva blonďatí, oba dva modroocí a oba dva se špetkou rebelie a šibalství v krvi po mamince. Jak vidíte, ono dát dvojčatům stejná jména, je už samo o sobě dost rebelské. Jejich maminka jako první v Ostravě vedla protestaci proti Smogíkům, ta se ovšem nepovedla. A tak se Kris a Týna rozhodli pokračovat v jejích šlépějích. 18 „A napadá tě něco, co bychom s tím mohli udělat?“ otočila se k němu Týna. „Ne,“ přiznal zdrceně Kris a svěsil hlavu. Zrovna šli do papírnictví pro letáky protestující proti Smogíkům, které navrhla jejich maminka. Ta totiž začínala s novou protestací. Měli je potom roznést na různá, veřejností dosti používaná místa. Zrovna probírali, kam všude s letáčky zajdou, když najednou někdo na ně křikl… „Hej, děcka, stůjte!“ Dvojčata se obě otočila, ale nikoho neviděla. „Haló?“ ozval se Kris se zdviženým obočím. „Tady dole,“ ozval se otráveně hlas. Když se podle pokynů otočili, uviděli na zemi stát černou potvoru, stejně velkou asi jako pudl, s korunkou na hlavě. „Proboha, vždyť to je Kr-!“ vykřikoval Kris, ale Týna ho včas kopla, aby byl zticha. „Dobrý den, co si přejete?“ nasadila Týna falešný úsměv. Potvora si pořádně usadila korunku na hlavu, odkašlala si a začala: „Já jsem Král Smogíků a chtěl bych vás o něco požádat.“ „V žádném případě,“ ihned zakroutil hlavou Kris, ale Týna ho znovu a pořádně kopla do holeně, takže se skácel na zem a už nevstal. „Pokračujte.“ „Slyšel jsem, že na naší radnici je schovaná tajná zbraň proti Smogíkům. Nikdo o ní prý nic neví, ani sám starosta. Prý se člověku zjeví, když vyjede tři patra páternosterem, uběhne sedm koleček nahoře na věži a dolů sejde po schodech. Chci, abyste ji pro mě ukradli a zítra, ve stejný čas jako je teď, donesli sem,“ poklepal Král nožkou. „Neptám se vás, jestli souhlasíte, protože vy souhlasíte, že jo?“ Týna pokývala hlavou a Kris na zemi jenom něco zachrčel. „Dobře, to je všechno. Banzáááj.“ Král Smogíků se roztočil a v oblaku smogu zmizel. „Co to děláš? Vždyť to je Král Smogíků! A ty mu chceš pomoct!“ vstal ze země Kris a vztekal se. „Zklidni se prosím tě,“ usadila ho Týna, „neposlouchal si, co řekl? Neví o tom ani starosta! Takže my tu zbraň ukradneme a dáme ji starostovi.“ „A jak se tam chceš vkrást? Vždyť to je trestné,“ zeptal se pochybovačně Kris. „Je to pro záchranu lidstva, tak to holt budeme muset dělat udělat.“ A taky udělali, večer, když už maminka i tatínek spali, Kris i Týna se vykradli z pokojíčků a díky tomu, že bydleli kousek od radnice, neměli to ani moc daleko. Když tam přišli, všude už byla tma a nesvítilo se. Došli ke dveřím a zkusili jimi zalomcovat. Byly zavřené. „Co teď?“ zeptala se Týna, protože tohle nedomyslela. „Určitě tady někde musí být klíček, zkus to pod rohožkou,“ klekl si Kris a začal zvedat rohožky. A skutečně, pod jednou byl malý klíček. „Jé! No tak otvírej, ať to máme co nejdříve za sebou.“ Kris otevřel dveře a vešli dovnitř. Týna se hned hnala k vypínačům, aby rozsvítila, protože ta tma byla tak strašidelná! „Tak jo, směr páternoster,“ ujal se vedení Kris a vyšli jeho směrem. Páternoster, milé děti, to je výtah, který jezdí pořád. 19 Bez zastavení. Navíc nemá dveře, takže do něho musíte vždycky naskočit. Nahoře se potom ta kabinka otočí a jede zase dolů. „Já se bojím, co když nestihnu vystoupit,“ chytila Týna Krise za ruku. „Ale prosím tě, stihneš,“ už stáli před výtahem, „dívej!“ Vzal ji za ruku a žduchl dovnitř kabinky a potom sám naskočil. Když vyjeli tři patra, za doprovodu Týnina řevu, zase vystoupili ven. „Do výtahu už nikdy nenastoupím,“ brblala si sama pro sebe. „Tak to je smůla, protože teď musíme vyjet na vrchol radniční věže. Výtahem,“ poškleboval se Kris. Týna zavyla zlostí. Když vyjeli na vrcholek věže a otevřeli dveře na terasu, zafoukal na ně pořádný vítr. Snažili se co nejdřív uběhnout těch sedm koleček. On to zas tak těžký úkol není, ale za doprovodu toho skučivého větru to bylo opravdu strašidelné. Úkol už dokončili, tak se odebrali zpátky dovnitř a už jen seběhli schody. „Tak,“ řekl Kris, když znova stáli dole, „vidíš to někde?“ Kris záměrně použil slovo „to“, protože ani jeden nevěděli, jak by to mohlo vypadat. „Dívej, támhle něco je!“ ukazovala Týna doprostřed místnosti. Druhé dvojče se otočilo a vážně! Tam na zemi, uprostřed místnosti, zcela honosně, stála nádoba. Na první pohled byste řekli, že to je osvěžovač vzduchu na záchod. Ale když se podíváte druhým pohledem a blíž, uvidíte, že na nádobce je nakreslený Smogík, přeškrtnutý červeným křížkem. „Jsme zachráněni!“ zařvali Kris a Týna naráz. „Ale co teď? To jako nastříkáme do vzduchu a oni zmizí?“ „Já nevím. Neměli bychom zavolat někoho dospělého?“ „Co třeba policii?“ „Dobře.“ A jak řekli, tak také udělali. Zavolali policajty, těm sice bylo ze začátku divné, co dělají děti, uprostřed noci, samy na radnici, ale jakmile jim to vysvětlili, dál se nevyptávali. Tajnou zbraň jim bezpečně odebrali, odevzdali ji panu starostovi a ten druhý den nařídil zneškodnit Smogíky. Zbraň opravdu fungovala. Jen co se jí ty potvory černé nadechly, hned se rozplynuly. A tak bylo město Ostrava zachráněno od škodlivého vzduchu. Občanům se začalo hned lépe dýchat, už nemuseli jezdit na hory za čistým vzduchem. A kdyby přece jenom, tak už by z té výšky na horách neviděli žádný černý mrak nad Ostravou, ale jen krásné, čistě modré nebe. Za pár let, když na to dvojčata společně vzpomínala, zarazila je jedna věc. „A jak myslíš, že ten Král Smogíků, věděl, že tam ta zbraň je? A kdo ji tam vlastně dal?“ uvažoval Kris nahlas. „Vždyť je to jedno. Můžeme ho nazývat Náš Zachránce.“ And thus Ostrava city was saved from bad air. The inhabitants started to breathe better, they didn’t have to go to the mountains for fresh air. And if 20 they went after all, from the height of the mountains they wouldn’t see a black cloud above Ostrava any more but only beutiful, pure blue sky. In a few years, when twins were remembering it, one thing surprised they. „What do you think, how could the king of the Smogs know that the weapon was there? And who gave it there?“ Kris was thinking out loud. „Well, it doesn’t metter, we can call him Our Savior.“ 21 JAK SE DOSTAL BÍLÝ KŮŇ DO ZNAKU MĚSTA OSTRAVY PAVLÍNA STŘELKOVÁ, 7.A Bylo jedno městečko, které bylo proslulé tím, že jeho obyvatelé chovali hodně koní. Jeden z nich, jmenoval se Alfréd a byl to takový mrňous, ale moc dobrý chovatel a milovník koní, tak ten měl stádo smetanově bílých koní. Jeden kůň, přestože byl stejně bílý jako ostatní, se jednou věcí lišil – měl krásné, modré oči, zatímco ostatní měli hnědé. 22 Je to zvláštní, ale právě tohoto koně Alfréd neměl rád. Ptáte se proč? Připomínal mu totiž jednu dívku. Byla to jeho největší láska, která se utopila v řece Ostravici. Měla jméno Ostrava a právě po ní se ta řeka a dokonce i celé město jmenují. Dívka se také líbila panovníkovi, právě tomu, který vládl onomu městečku. Mám dojem, že se jmenoval Bartoloměj. It’s strange but Alfred didn’t like exactly this horse. Are you asking why? It reminded him a girl. She used to be his big love, who had got drowned in Ostravice river. Her name was Ostrava and the river and even whole city are named after her. En emparor liked the girl as well, exactly the man, who governed the town. I think his name was Bartoloměj. Alfréd tedy tohoto koně prodal, a protože byla veliká válka a náhodou mělo vojsko málo koní, tak krásného koně prodal vojsku. Bartoloměj si na tuto dívku taky vzpomněl, koně ukázal svému věrnému služebníkovi. Ten si samozřejmě také vzpomněl, a protože právě vybírali, co by dali na štít, tak vybrali právě koně a dali ho do znaku města Ostravy. Kůň byl v sedmém nebi, dostával ta nejlepší jablka, nejoranžovější mrkvičky a to nejlepší seno, co mohl Bartoloměj sehnat. Alfréd uviděl, jak kůň běhal po zelených pastvinách a popravdě zastesklo se mu. Vzpomněl si na to, jak u něho pobíhal a chtěl ho mít zase u sebe, ale už to nešlo. 23 BÍLÝ KŮŇ A HAVRAN JAN ŠKAREK, 9.B Jistě dobře víte, že ve znaku Ostravy se nachází bílý kůň! A teď si začneme povídat o jeho příhodě. Jednou, za krásného zimního rána, letěl okolo znaku veliký havran. Přistál hned vedle znaku a zpozoroval, že přistál hned vedle toho samého znaku jako předešlý rok. No, a ihned spustil: „Ahoj, koni, tak jak ses měl celý rok a zdali si na mě vzpomínáš? A kůň ihned 24 zareagoval a po Ostravsku spustil: „Neboj, já mam náhodou moc dobru paměť, moc dobře si na tebe pamatuju, no a mám se blbě, 365 dní v roce jsem furt ve znaku a ani se nehnu!“ „To mi je moc líto, zato já si můžu létat, kde se mi zlíbí,“ říká havran. „No, to by se mi taky líbilo, byt pěkně na svobodě, užívat si života,“ souhlasil kůň. You certainly know, there is a white horse in the sign of Ostrava city! And now let’s start to talk about its story. Once, it was beautiful winter morning, a big raven was flying by the sign. It landed next to the sign and noticed that it was exactly the same sign like last year. And it started to talk: „Hi, horse, how was you whole year and do you remember me?“ And the horse reacted immediately and started to speak in the Ostrava way: „Don’t worry, I have got very good memory, I remember you very well, and, well, I’m bad, I’m 365 days in the year in the sign and I can’t move!“ „I’m very sorry, I can fly wherever I want,“ said the raven. „Well, I would like it too, to be free, enjoy my life,“ agreed the horse. …splní se koni jeho přání „UŽÍVAT SI ŽIVOTA“? 25 Jednou, takhle časně z rána, foukal příjemný vánek a havran s koněm si opět povídali na radniční věži. Z ničeho nic se ale rozfoukal vítr, kůň si v některých chvílích myslel, že je to tornádo. Vše, co nebylo pořádně připevněné, vítr unášel pryč; lavičky, odpadkové koše, psí boudy, ale i auta, autobusy plné lidí, tramvaje či lidi samotné, každý se musel někam schovat. Primátor okamžitě vyhlásil stav nouze. A při silném větru vypadl kůň ze znaku a vítr ho odnášel pryč (znak zůstal na místě, byl připevněný). Vítr unášel i chudáka havrana. Oba letěli přes 300 km/h. Po chvíli se navzájem ztratili… Vítr koně zanesl do Jižní Ameriky, do Ohňové země. Ale shodou náhod vítr zanesl havrana úplně na to samé místo jako koně. Oba se tam setkali a byli moc šťastní. A tak se koni splnil sen - užívat si svobody. A tak spolu žili spolu šťastně v Ohňové zemi. Ale jistě víte, že v Ohňové zemi mají stále nepříznivé počasí, a právě teď toto tornádo přineslo našim přátelům velikou smůlu! Jednoho krásného rána opět snídali ve svém novém domku. Vtom, z ničeho nic, začal foukat čerstvý nárazový vítr, začalo prudce pršet a velká bouřka k tomu všemu. A z toho všeho nakonec vzniklo veliké tornádo. Celý jejich domek to vyrvalo z „kořenů“ a vítr je unášel pryč. Naštěstí byl dům zabezpečený proti všemu, takže se jim nic nestalo. Letěli 400 km rychlostí přes pět hodin, až nakonec někde přistáli. 26 Po zastavení havran s vyděšenou tváří otevřel dveře a podíval se, kde jsou. A zjistil, že jsou v Ostravě, na radniční věži. Byl to pro ně velký šok, opět na tom prokletém místě. No, a aby toho nebylo málo, na věži právě uklízel po tornádu uklízeč, a jakmile zjistil, že na radnici přistál nějaký dům, okamžitě ho prozkoumával. Otevřel dvířka a tam uviděl havrana a koně ze znaku. Zalekl se a pravil: „ Á hele, náš koník ze znaku se vrátil, pojď sem.“ Uklízeč vzal koně a dal ho zpět do znaku a havranovi řekl, ať okamžitě zmizí i s domem. A havran nato: „ Já chci být s koněm!“ „ Ne, zmizni!,“ říkal uklízeč a vzal havrana a vypustil ho pryč. Dům, ve kterém bydleli, vzal pro svého psa jako luxusní boudu. A tak se kůň a havran už nikdy neviděli. Kůň si zase žil na radniční věži a havran? Kdo ví, kde je mu konec! PTÁČEK OSTRAVÁČEK MARTINA ŠKOPKOVÁ, 8.B Každý rodič říká, dokonce i ti ptačí, že děti jednou musí vyletět z hnízda poznávat svět. Já si ale místo dlouhých výletů do zahraničí vybral právě mé rodné město. Lidé, kteří tady žijí, mu říkají Ostrava. Tohle místo mi bylo vždy něčím zajímavé. Toužil jsem ho prozkoumat a splnit si přání, které jsem měl, už když jsem byl malé ptáčátko dožadující se denního žvance od maminky. Jednou jsem si ale mohl své přání splnit a už jsem si čechral pírka radostí. Maminka totiž jednoho dne usoudila, že už jsem dost velký na to, abych mohl svobodně létat bez jejího dozoru doma. Po 27 večerech kdy jsem se chystal jít se svými sourozenci spát, mi rodiče vyprávěli o velkém městě. O tom, jak se hluboko pod námi hemží lidé, kteří vypadají jako mravenci. Chtěl jsem vědět, jestli je tohle vlastně pravda. Every parent say, even bird parents, that children must leave the nest one day to meet the world. But I had chosen exactly my born town instead of long trips to abroad. People, who live here, call it Ostrava. I always found this city interesting. I longed to explore it and fullfill my wish I’d had when I was little bird begging my mom for something to eat. One day I could fullfill my wish and I was very happy. One day my mom found I am big enough to fly without her watch. My parents kept telling me about big city when I and my siblings were going to sleep. They told stories about people, who looked like ants, crowling deep under us. I wanted to know if it is truth. Časně zrána jsem se rozloučil se svou maminkou a poprvé jsem opustil hnízdo. Když mi vánek podával pomocnou ruku při udržování se ve vzduchu, díval jsem se okolo sebe. Představoval jsem si totiž, jak úžasná místa, například parky, navštívím. Mával jsem křídly, jak jsem mohl, a po nějaké chvíli jsem se už vznášel nad vysokými budovami. Budovy byly výše, než jsem si představoval, a tak jsem kolem nich jen kroužil, abych si je lépe prohlédl. Jedna budova, nebo jestli se tomu tak dá říkat, vypadala spíše jako obrovská prolézačka z kovu. Taková vysoká prolézačka, kde bylo hodně schodů. Spatřil jsem skupinku těch mravenců. Tedy 28 lidí, kteří po té prolézačce stoupali nahoru, výše než já. Pohled to byl pěkný, ale mě zajímala zeleň, větve a místa, kde se dá spokojeně zachumlat a bavit se s ostatními ptáky. Dlouho jsem na žádné takové místo nenarazil, a tak jsem zoufale přistál na zemi, kde byla skupina větších ptáků. „Co tě trápí?“ ozvalo se za mnou. Stál tam obrovský havran, který byl o hodně větší než já. Smutně jsem pípl směrem k němu: „Ále,“ povzdechl jsem. „Už nějakou chvíli hledám pěkné místo k odpočinku. Někde kde je hodně stromů a klid.“ Havran se načepýřil a přistoupil ke mně blíž. „Znám jedno takové místo. Pro ptáčka jako ty to bude možná dlouhá cesta.“ Havran vzletěl a krákl na mě, ať ho následuju. Udělal jsem tak, připadal mi totiž velmi milý. Chvíli jsme poletovali kolem a on natáhl krk jedním směrem. „Když se vydáš tudy, jistě to místo najdeš.“ Chtěl jsem mu poděkovat, ale když jsem se otočil, byl už pryč. Dal jsem na jeho slova a letěl jsem rychle směrem, který mi určil havran. Když jsem už popadal dech a chtěl jsem zastavit, zarazil mě pohled na tu krásnou zeleň a na rozsáhlost onoho místa. Mnoho ptáčků létalo okolo a já se musel zeptat, jak se to tady nazývá. „Bělský les.“ Tohle se mi vrylo do paměti a já přistál na nejbližší větvičce. „Tak tady musím jednou dovést i svou rodinu a dokázat jim, že Ostrava je prostě úžasná.“ 29 O SKŘÍTCÍCH UHELNÍČCÍCH HANA WINTEROVÁ, 7.A Bylo, nebylo, v České republice v malém zapadlé m městečku Slezská Ostrava byl rozpadlý důl. V něm žili malí skřítkové Uhelníčci. Říkalo se jim tak, protože vyráběli uhlí. Nikdo o nich nevěděl, až jednou do dolu přišel chlapeček jménem Maty. Hledal totiž svého zatoulaného pejska jménem Slinťa. „Ach jo, nikde jej nemůžu najít,“ řekl Maty. Uhelníčci se právě vraceli z výpravy, na které museli nasbírat suroviny na výrobu uhlí. Maty tam seděl a fňukal a fňukal. Jeden z Uhelníčků povídá: „Co když je to nějaký bandita, který chce zničit náš důl!“ „Ne, to nebude bandita, je to nějaký chlapeček, který moc naříká,“ řekl druhý Uhelníček. „Víte co, kamarádi? Já mám nápad, co kdybychom šli za ním a zeptali se ho, proč pořád tak fňuká,“ řekl třetí Uhelníček. Once upon a time there was a broken mine in the Czech republic, in the small, sunken town Slezská Ostrava. The little gremlins Coalies lived in this mine. They were called like this because they produced coal. Nobody knows about them but once a little boy called Maty came to the 30 mine. He was looking for his lost dog named Slinťa. Oh boy, I can’t find him anywhere,“ said Maty. The Coalies were coming back from the expedition at that time, they had to sum up material for producing coal. Maty was sitting there and he was crying and crying. One of the Coalies said: „He could be a bandit, who wants to destroy our mine!“ „No, he is not a bandit, he is just a boy, who is wailing much,“ said another Coalie. „You know what, friends. I have an idea. Let’s go to him and ask why he is whimpering so much,“ said the third one. Tak se tedy Uhelníčci shodli, že se ho zeptají, proč pořád fňuká. „Ahoj, 31 chlapečku, jak se jmenuješ a co se ti stalo?“ „Kdo jste?“ „My jsme skřítkové Uhelníčci a kdo jsi ty?“ „Já jsem Maty a zatoulal se mi pejsek a nevím, kde ho mám hledat.“ „Víš co,my ti ho pomůžeme najít.“ „Vážně?“ „Ano, rádi ti pomůžeme.“ „Tak vám moc děkuji, skřítkové Uhelníčci.“ „Pojď, my ti nabídneme něco k snědku, určitě máš veliký hlad.“ Skřítkové zavedli Matyho do kuchyně a našli tam Slínťu, který právě spal. „Tak tady jsi, tuláčku můj malý,“ radoval se Maty. „To je ten tvůj pejsek? Vidíš, my jsme nalákali tvého pejska na švestkové knedlíky a teď bys mohl pomoci zase ty nám.“ „Rád a v čem?“ „Náš důl je velmi rozpadlý a potřebujeme ho opravit.“ „Už vím, jak vám můžu pomoct, můj tatínek pracuje ve spolku opravy různých věcí a mohl bych ho poprosit, aby pomohl s dolem.“ „Jéé, to je moc milé, děkujeme.“ „Nemáte zač.“ A od té doby je důl Michal zásluhou Uhelníčků známý a opravený. SEN KAROLA JAKUB WOCŁAWEK Żył kiedyś w Katowicach, pewien chłopiec o imieniu Karol. Był on bardzo ładnym, ale i rozpieszczonym przez rodziców chłopcem. Nie przejmował się tym, że wyrzuca śmieci w nieodpowiednich miejscach, że niszczy piękne katowickie parki, mimo zakazów. Rodzice nie reagowali na uwagi innych ludzi. Na to odpowiadali : "On ma dopiero 8 lat...". Zachowanie Karola, miało się nagle zmienić z powodu dziwnego zdarzenia jakie zaszło podczas spaceru po parku. 32 Był zwyczajny, ciepły i letni dzień. Nasz bohater jak co dzień biegał po parku, depcząc rośliny. Nie przejmował się nawet uwagami starszych ludzi. Biegając tak sobie po trawniku, Karol potknął się. Nie było to zwyczajne potknięcie... Nagle się przebudził. Powoli otworzył oczy. Chyba leżał jeszcze na ziemi, ponieważ dotykał nosem czubków traw. Próbował wstać...lecz..coś się działo. Nie mógł się nawet poruszyć! Rozglądnął się wokoło, gdy nagle zamiast swoich nóg, zobaczył tylko zieloną łodyżkę czegoś co przypominało.. kwiat! - O boże! - pomyślał chłopiec - ja jestem ROŚLINĄ! jak to możliwe! Co ja teraz zrobię! Gdzie jest mama? - mówiąc tak, zaczął płakać. Wkrótce słońce zaszło za horyzont. Zrobiło się ciemno. Powoli, do parku przychodziło coraz więcej dzieci. POMÓŻCIE MI! PROSZĘ! Tu jestem, na dole! - krzyczał z rozpaczą, lecz nikt go nie usłyszał, gdyż wszyscy zajęci byli zabawą. I mimo, że tuż obok były specjalne kosze na odpady, dzieci rzucały śmieci obok kosza, na rośliny rosnące wokół nich, między innymi naszą "roślinkę". Było coraz zimniej. Pod przykryciem plastikowego pudełka po ciastkach, nasz bohater rozmyślał nad swoim zachowaniem. Przecież on był taki sam! Też niszczył, zieleń! Powoli, poczucie winy i strachu rosło w małym kwiatuszku. Co będzie teraz? Następnego poranka, do parku przyszły dzieci z rodzicami. Grzeczne, biegały po wyznaczonych szlakach, a inne - na przykład koledzy Karola - biegali po 33 trawnikach. Strach rósł w bezbronnym kwiatku.- "Co będzie teraz? Czy te dzieci go zniszczą?"- już widział wielką stopę zbliżającą się do jego delikatnych płatków i nagle, nie wiadomo skąd usłyszał : - Karol, KAROLKU! - to mama wołała do chłopca, który spadł z łóżka. Wstał rozglądnął się po pomieszczeniu i wtulił się w ramiona matki - Och mamo, miałem taki straszny sen! śniło mi się, że...., że jestem bezbronnym kwiatkiem którego...- mówił z niepokojem Karolek. - Nie bój się, to był tylko zły sen kochanie...chodź na śniadanie zrobiłam ci kakao. - Mamo, ja już nigdy, nigdy więcej nie będę niszczył przyrody... nigdy... Jak powiedział, tak też zrobił. Wystarczył jeden sen by chłopiec uświadomił sobie jak ważna jest przyroda która nas otacza. KAROL'S DREAM ALEKSANDRA ŁAŻEWSKA Once upon a time there was a young boy named Karol. He was considered pretty but spoiled by his parents. He didn't care about throwing his trash away on the ground, and not in the garbage bin. His parents were to enamored with the boy to realize that what he was doing was destroying the beautiful environment of Katowice. They ignored other adult's requests to teach the boy some respect. Their reply to those usually was 'he's only 8...'. But eventually Karol's behavior changed due to a strange situation that had happened during his walk in the park. It was an ordinary sunny day. Karol was walking around the park, playing hide and seek with other kids. He did not even bother to look back when he stomped on countless plants, and ignored the adults that shouted after him. He continued on his merry way, until he tripped. He fell hard enough that he lost consciousness. Suddenly he woke up. He was lying in the grass head down, he tried to move but couldn't. Slowly but surely he felt himself panicking, his mind constantly attempting to will his body to stand. He glanced down, in search of the reason of the problem. What he found, he did not expect. He saw not his body, but a frail looking green stem, leading up to his neck. His mind went into an overload as his thoughts stumbled on each other. Oh my god! I... I am a PLANT! What am I going to do?! Mommy! Mommy help me! Soon, the sunset came, and with it various families with kids. But he couldn't see his mother. Regardless he screamed for help: 34 'Help me please!' he begged after an hour of trying to get parents' attention 'I'm down here' But no one heard him. Kids were running around Karol, playing as he had done just a few hours ago. Their steps sometimes fell dangerously close to him. Those children who were busy eating, later threw their garbage on the ground, one covering Karol with a plastic bag. I was like them... I was stomping on those poor plants, too! Slowly his guilt started to eat him away. And then sometime later, fear joined in. Fear, that he'll never be in his body again. If he could cry, he would. But he couldn't. So all that was left for him was watching. Next morning, even more families came to the park. Pattern from yesterday had repeated itself, with bunch of children running around without care in the world. But this time was a bit different. A few kids were staying at the playground, leaving the plants alone. But everyone else carried on chasing themselves with reckless abandon, being a danger to Karol himself. Seeing this he was even more frightened. They could destroy me in moment's notice. Suddenly a large shadow fell over him, and at the corner of his eye, he saw a large foot heading his way. He screamed and then... 'Karol! Karolku!' his mom was by his side. I'm back home... God, finally... His eyes took in the familiar surroundings. Slowly, he stood up, his body filling with relief and hugged his mother. 'Oh mom... I had a terrible nightmare...' he sobbed ' I was in the park as a helpless plant that was... She cut him off. 'Shh, it's alright, honey. It was just a nightmare.' she whispered in his ear. After a while she added ' C'mon, breakfast's ready. I'll made you some cocoa if you want.' They slowly stood up. 'Mom, I'll never ever again stomp down on those poor plants. Never.' he whispered, trailing behind his mother. And he'd done just that. All it took him to realize how important is nature around us, was one dream. 35 Vydala Základní škola a mateřská škola Ostrava-Bělský Les, B. Dvorského 1, příspěvková organizace jako svou 4. publikaci Texty i ilustrace: žáci ZŠ B. Dvorského a Ginmazja nr. 5 Pawla Stellera w Katowicach Titulní strana a str. 4: Patrik Beran a Helena Pham Obrázky vznikly pod vedením Ing. Gabriely Bezručové a vychovatelů školní družiny Listopad 2014 36
Podobné dokumenty
Duben 2014
Co lidská paměť sahá, odedávna se tomu místu říkalo „Na
Przycznicy“ - snad podle toho, že napříč poli tudy vedla a dodnes vede cesta.
Nebo název upozorňoval na výše zmíněnou hranici mezi vesnicemi?...